Genius Loci


Anna Antoszewska 

Mrok, blask i lalka szmacianka

Rok 1945 mam 6 lat, dopiero i aż 6 lat wojny. Nałęczów, Tolin i Gioja to moje najpiękniejsze wspomnienia powracające przez lata z różną mocą obrazów, ale właśnie: obrazów. Droga z Lublina z moją ukochaną  na zawsze Ciocią. Nie pamiętam rozstania z moją Mamą i Bratem, nie jest to moje pierwsze wspomnienie. Obraz podróży  jest zatarty, z przekazu. Wiem, że była tam chłopska furmanka. Może turkot wozu, wyboje na drodze uśpiły ten obraz. 

Tolin, tę nazwę pamiętam przez całe życie. Pora roku to wczesna wiosna (według informacji późniejszych), a moje skojarzenie to jesień. Czuję ciągle zapach butwiejących liści i wilgotności. Widzę siebie, malutką postać krążącą wokół klombu. Nie pamiętam co robię, czy mam jakieś zabawki. Dom w środku pełen mroku, słońce jakby stale zachodzące. Cisza, zamknięte drzwi, już nie mogę wychodzić. Dzisiaj myślę o tym: to skulenie, lęk. Płyta kuchenna i coś przypieczonego o specyficznym zapachu, który przez wiele lat kojarzył mi się z zapachem pieczonych ziemniaków na polu. Z przekazu wiem, że to był burak cukrowy. 

Mając wiedzę o tamtym czasie rozważam dzisiaj młodość i ciszę domu. Wtedy toczyły się walki żołnierzy podziemia z nową władzą. Obok Tolina stał komisariat milicji.

Nagle Tolin znika i budzę się w Gioi. Jasny, duży pokój z białymi meblami. Przestrzeń,, drzewa, ogród zupełnie inny aniżeli u mojej cioci w Lublinie. Ciągle pojawia się ogród, mogę być w nim, nikt mnie nie ogranicza, jestem w nim najczęściej sama. To wspomnienie przechodzi w obraz pojawiającej się szmacianej lalki. Jej wspomnienie nie jest zwykłe, nigdy później jako dziecko takiej nie spotkałam. Jest artystycznie wykonana. Sina, piękna, kojarzy mi się z kolorem niebieskim.

Wspomnienie lalki wraca silnie w 2000 roku, moja córka przynosi mi artystyczną szmacianą lalkę. Natychmiast ją kupuje, jadę w tym czasie za granicę na dłużej. Zawożę lalkę młodej, niepełnosprawnej dziewczynce, emigrantce z Rosji. Jest nią zachwycona. Za jakiś czas trafiam na lalkę wykonaną artystycznie, szytą i z ceramiki, nie mogę się oprzeć i kupuje. 

W Nałęczowie, od lat siedemdziesiątych, odkąd zamieszkuje tu moja Przyjaciółka, jestem często. Zawszę biegnę do Tollin i Gioi.


Jerzy Jakiewicz 

Tamara i perły

Jednym z właścicieli willi pod Matką Boską był generał carski, który miał córkę, przepiękną kobietę o kaukaskiej urodzie. Ta piękna dziewczyna zakochała się w Polaku, w oficerze armii carskiej, bo wówczas Polska była pod zaborem rosyjskim. Jak stwierdziła później moja babcia, nieboszczka Maria, był to hrabia nieposiadający żadnego majątku. Tatuś, generał carski, nie chciał zezwolić na mezalians, w związku z czym odmówił tejże Tamarze pozwolenia na zamążpójście. I ta Tamara, w takim niebieskim pokoju (jest to pokój narożny od południowego zachodu), z broni służbowej swojego ojca odebrała sobie życie. 

W tym domu znajduje się portret Tamary, w owalu, w złotej ramie. We włosach ma sznur pereł. Ten portret zawsze wisiał w niebieskim pokoju. W połowie lat 60. podczas jednej z wielu imprez rodzinnych przyjechała moja ciocia Wacia i jako jedyna spała w tym pokoju. Proszę sobie wyobrazić jakie było zdziwienie moje i całej naszej rodziny, kiedy o 12 w nocy, gdy wszyscy spali pogrążeni w głębokim śnie, nagle rozległy się histeryczne krzyki: „Ewka, ty wariatko! Przecież te perły z tego obrazu sypią się na podłogę!”. I cóż ja ujrzałem ?Ujrzałem ciocię Wacławę w długiej, białej koszuli, roztrzęsioną, krzyczącą, na głowie papiloty z „Trybuny Ludu”. Od tamtej pory w tym pokoju do dzisiaj nikt nie odważył się już spać.


Izabella Nowotny 

Nałęczowski genius loci

Przyjechałam pewnego pięknego sierpniowego popołudnia. Po raz pierwszy do Nałęczowa. Nie przypadkowo. Szukałam miejsca na ziemi na dalsze lata życia. 

Miejsce na ziemi… Powinno być dalekie od miejskich ośrodków, żeby znaleźć spokój, ale z kulturą we wszystkich jej aspektach: historią, kinem, teatrem, muzyką, festiwalami… Przyjaciółmi. Może kurort?

Nałęczów znałam jedynie ze słyszenia. Przede wszystkim z opowieści wujostwa, które przyjeżdżało tu „do wód”. Gościli w willi „Słoneczna” mecenasa L, przyjaciela wuja z czasów studiów na KULu. Przyjaźnili się do śmierci.

Tego popołudnia wjeżdżałam do Nałęczowa od strony Puław. Zatrzymałam się przy Batorówce. Rosło tu kilka sosen. Sierpniowe ciepło zaprawiało powietrze wonią olejków terpentynowych – zapach wakacji mojego dzieciństwa. To już dobrze wróżyło. 

Sama Batorówka nie zrobiła na mnie wrażenia, a przecież, jak się później dowiedziałam, jest to budynek zaprojektowany przez przyjaciela Stefana Żeromskiego, Jana Koszczyc Witkiewicza, czego dziś już nie można się domyśleć. Po PRLowskim remoncie nie wykazywał żadnych znamion talentu Koszczyca. Przeprowadzony przed kilku laty drugi remont, post-transformacyjny, nie zdołał już niczego pogorszyć.

Postanowiłam rozejrzeć się po miasteczku – nie śmiejcie się, wiem, że to absurd –  samochodem. Po prawej stronie park, po lewej wille, drewniane w stylu szwajcarskim bądź zakopiańskim, murowane w stylu secesyjnym; no gdzieniegdzie te pudełka z lat sześćdziesiątych (Nałęczów nie ustrzegł się przed nimi). Ciekawe ukształtowanie terenu, lessowe wąwozy – miejsce do zakochania się. Zostałam. Często żartuję, że Nałęczów, to jedyna w moim życiu miłość od pierwszego wejrzenia.

Po latach szkoły, studiów, pracy byłam wolna wolnością człowieka, który pozbył się obowiązków w nowym środowisku. Zignorowałam nauki typu „starych drzew się nie przesadza”. Miałam nadzieję, że szybko znajdę zaufane otoczenie, ba przyjaciół. Ale Nałęczów rządzi się własnymi prawami. 

Tutejsi dzielą społeczność nałęczowską na „ptoki, krzoki i pnioki”. Ptoki to ci, którzy przybyli z chęcią osiedlenia się. Z mniej czy bardziej dalekiego świata, nierzadko z poczuciem wyższości, z wyobrażeniem, że coś reprezentują, że będą mieli czym zaimponować, czegoś tutejszych nauczyć. Środowisko szybko rewiduje to złudne wyobrażenie o sobie. Więc odfruwają. 

Krzoki przybyli z tymi samymi intencjami, ale z większą dozą uporu i samozaparcia. Zapuścili płytkie korzenie. I po wielu nieudanych próbach wprowadzenia zmian, zmęczeni, zniechęceni usuwają się w nałęczowski niebyt. Drzewo z nich nie wyrośnie. Może i lepiej, bo przecież niczego z Nałęczowa nie rozumieją. 

Pnioki to ci, z głębokimi korzeniami, z dziada pradziada, z życiorysami pełnymi wspomnień powstańców styczniowych, kresowiaków, partyzantów, żywa historia; znający się nawzajem, rozumiejący opowieści każdego kamienia, dumni ze swojego dziedzictwa. I zamknięci na wpływy ptoków i krzoków. 

Czy masz już grono przyjaciół? –  po dwóch latach zamieszkiwania w Nałęczowie zapytała moja serdeczna koleżanka z przedemerytalnego życia. Dobre sobie, pyta o całe grono. Tymczasem ja po dwóch latach ciągle jestem „ptokiem”. Nie mam ani jednego. Za wyjątkiem… Za wyjątkiem psa.

Powoli poznawałam Nałęczów, jego osobliwości, jego czar. Zaznałam spokoju w tym wirującym świecie. Już po latach zatrzymał mnie na ulicy młody człowiek: Co jest ciekawego w Nałęczowie? Mężczyzna zadający mi to pytanie nie wyglądał na takiego, którego zainteresowałyby trzy kraniki z wodą mineralną w palmiarni. Raczej tor wyścigowy dla Harleyi, ale Nałęczów nie ma go w ofercie. – No może genius loci… – wycedziłam przez zęby spuszczając głowę, jakby brak jakiegokolwiek toru wyścigowego był moim niedopatrzeniem. Aaaaaa – mężczyzna zawiesił głos. Kiedy znów spojrzałam w górę mężczyzny już nie było. A miałam mu jeszcze tyle do powiedzenia o pisarzach, o filozofach, którzy tu przebywali, o koncertach, które się odbywają… Jego strata – pomyślałam po chwili zastanowienia. 

Genius loci, duch miejsca – może być opiekuńczy. Niewidoczny dla oczu, kapryśny, nie z każdym flirtuje, nie każdemu daje się poznać. Czy wszyscy bywalcy Nałęczowa poddawali się jego urokowi? Bolesław Prus, Władysław Tatarkiewicz z pewnością tak, Stefan Żeromski, Henryk Sienkiewicz – raczej nie. Dziś trudno dociec, czy to oni zignorowali czar miasteczka, czy genius loci ich zignorował. 

Genius loci – co się tak naprawdę na niego składa? Co sprawia, że miejsce uważane jest za jedyne w swoim rodzaju? Na pewno natura, na pewno architektura. Ale skąd ta energia? Ten błogostan? Ta lekkość? Czy genius loci rzeczywiście przypisany jest miejscu – sposób w jaki miejsce oddziałuje na nas, czy może nam – to sposób, w jaki my odczuwamy miejsce? Ulegając zbiorowej sugestii? Ile czasu potrzeba, żeby go odnaleźć, w miejscu, w sobie?


Krzysztof Zalech

Źródło miłości

Do Parku Zdrojowego weszliśmy jedną ze wschodnich bram. Co za widok, co za zapachy!

Kwitły bzy, jaśminy, czeremchy, zieleń drzew i krzewów mieniła się różnymi odcieniami w ciepłym porannym słońcu. Cudownie śpiewały ptaki, brzęczały pszczoły, latały zwiewne motyle.Serca zabiły mocniej. 

Czy trafiliśmy do raju? Aleja Kasztanowa zawiodła nas prosto na Wyspę Miłości. Przywitał nas Elf, strażnik tej wyspy. Zdawało się, iż gra tylko dla nas na tym zaczarowanym flecie. Pełną piersią wdychaliśmy nałęczowskie świeże powietrze, podziwialiśmy staw, po którym pływały majestatycznie białe dumne łabędzie, a na samym środku stawu królowała fontanna, zwaną wodną panną lub pierwszą damą Nałęczowa.

W Palmiarni i Pijalni piliśmy orzeźwiającą wodę ze Źródła Miłości. Odpoczywaliśmy w otoczeniu palm, juk, dracen i innych roślin egzotycznych. Podziwialiśmy popiersia ludzi zasłużonych dla miasta, a zwłaszcza dla uzdrowiska. Do niewielkiej fontanny wrzuciliśmy jakieś drobne monety, koniecznie przez lewe ramię, aby jeszcze tu kiedyś powrócić. 


Maria Przybyłko

Zachwycił mnie

Nałęczów zachwycił mnie, nie tylko swoją urokliwą naturą, znalazłam tu również dużo aspektów radujących moją wrażliwą duszę. 

Przepiękny Pałac Małachowskich, w którym odbywało się mnóstwo muzycznych i artystycznych wydarzeń :coroczne lipcowe Divertimento .Lubelska Fiharmonia, pod batutą prof. Adama Natanka, zachwycała niezwykle pięknymi koncertami, zarówno muzyki poważnej, jak i lekkiej, operetkowej. Gościł w Nałęczowie słynny na całą Europę Jerzy Maksymiuk ze swoją orkiestrą. Trio rodziny Wiłkomirskich grało cudowną muzykę skrzypcową. Występowali znakomici polscy aktorzy: Daniel Olbrychski deklamował poezję K.C.Norwida, przy akompaniamencie Jerzego Derfla. Wojciech Siemion opowiadał barwnie o swojej pracy aktorskiej i o jego ukochanych Petrykozach, gdzie stworzył swoiste muzeum kultury ludowej! Pałac gościł Krystynę Jandę,Barbarę Wachowicz,Janusza Głowackiego ,Alicję Majewską i Włodzimierza Korcza .W okresie świątecznym odbywały się koncerty kolęd – niezapomniany głos Ewy Tabaczewskiej. Koncerty dzieci z Prywatnej Szkoły Muzycznej p. Violety Kos .

No i oczywiście wspaniałe bale sylwestrowe w przepięknej Sali Koncertowej Pałacu. Panie w pięknych toaletach, panowie we frakach, doborowa orkiestra,pyszne dania! Bal trwał czasami do 6-ej nad ranem .Pamiętam taki, gdy na pustej sali wirowałam zupełnie sama, a orkiestra grała coś pięknego ! 

Nie sposób nie wspomnieć o działalności Nałęczowskiego Ośrodka Kultury , kierowanego przez wiele lat przez Bogumiłę Gałat, a potem przez Jadwigę Bednarczyk, który był miejscem wspaniałych, corocznych Międzynarodowych Festiwali Pianistycznych,organizowanych przez Kazimierza Brzozowskiego i jego małżonkę, Tomoko Mack Brzozowską.Na festiwale te przyjeżdżali pianiści z całego niemal świata. 

Pamiętam też koncerty Bellcanto, gdzie brylował przepiękny sopran Hanny Samson i jej cudowne suknie [toalety]! 

Tyle jeszcze wspomnień pozostało, nie sposób o wszystkich opowiedzieć .


Sabina Seroczyńska-Kozuba 

Namalować obraz

O mojej jesieni życia w Nałęczowie zadecydowało piękno nałęczowskiego parku, który po raz pierwszy ujrzałam jadąc do Lublina, by rozpocząć studia. Barwy złotej polskiej jesieni i nastrój tego miejsca tak mnie urzekły, że pojawiła się myśl, ,,na emeryturze zamieszkam w Nałęczowie”. Pomysł (później zaakceptowany przez męża) zrealizowaliśmy 1.06. 2000r, przeprowadzając się ze Śląska, czyli już 20 lat jestem Nałęczowianką z wyboru.

Szczególne miejsce w moich wspomnieniach mają coroczne ,,Majówki z Panem Prusem”, odbywające się na terenie parku. Uczestniczyłyśmy w nich ( niemal wszystkie ,,Entuzjastki”), jako ,,Emancypatki Prusa” w strojach własnoręcznie uszytych wg wzorów K. Zaniewskiej. Niezapomniany piknik odbywał się na trawniku w towarzystwie przypadkowych gości z Warszawy.

Mile wspominam koncerty Festiwalu Wokalnego ,,Belcanto” w latach 2002-2014, szczególnie trzeci a był to koncert galowy. Odbył się w magicznej, nocnej scenerii nałęczowskiego parku. Pod rozgwieżdżonym niebem najpiękniejsze arie płynęły z wyspy wokół niej zasłuchani melomanii w towarzystwie pływających łabędzi.

  W romantyczne wspomnienie wpisuje się także sesja zdjęciowa, (,,prezent” NOKu) dla klubowych seniorek ,,Jesiennych Entuzjastów” i ,,Ziemianek” i z tym związana wystawa ,,Kobiety Plus”. Sesja odbyła się w wili Gioia Ś, i B. Burzyńskich, niegdyś należąca do żony ministra J. Becka, pierwszej damy międzywojennej dyplomacji. Na salonach wśród antycznych mebli, my seniorki w toaletach nawiązujących do tamtej epoki ulegając czarowi chwili, czułyśmy się jak księżniczki.

Gdybym miała namalować obraz ,,Wspomnienie Nałęczowa”, to niewątpliwie byłby w kolorach wiosny i jesieni, przedstawiając: rudozłoty wąwóz, białe plamy zawilców w parku i szafirowe w z dala pachnących fiołków na skarpie ulicy kolejowej oraz niepozornego szarego słowika, którego cudny śpiew docierał nocą do mojej sypialni. Sielskość Nałęczowa podkreślał czarny kocurek śpiący na parapecie, cukierni Pawłowskiego.

Namalować taki obraz, zadanie zbyt trudne, ale kolaż może kiedyś stworzę!


Wspomnienia zostały spisane w ramach projektu „Nałęczowskie Opowieści”, który realizuje Nałęczowski Ośrodek Kultury we współpracy z Fundacją SADOWNIA. Projekt został dofinansowany ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”. Efekty projektu są dostępne na stronie:  http://www.noknaleczow.pl/aktualnosci/305-opowiesci oraz https://www.yumpu.com/xx/document/view/65985710/naleczowskie-opowiesci

Wspomnienia zostały spisane w ramach projektu "Nałęczowskie Opowieści", który realizuje Nałęczowski Ośrodek Kultury we współpracy z Fundacją SADOWNIA. Projekt został dofinansowany ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”. Efekty projektu są dostępne na stronie: http://www.noknaleczow.pl/aktualnosci/305-opowiesci oraz https://www.yumpu.com/xx/document/view/65985710/naleczowskie-opowiesci